Święto Edukacji Narodowej, ale w naszym mieście prowincjonalnym, jakich jest większość na świecie, to po prostu Dzień Nauczyciela…
Wasza praca, Szanowne Ciało Pedagogiczne, jest niezmiernie potrzebna. Nawet, jeśli ktoś nigdy w życiu u lekarza nie był – to nauczycieli miał każdy. Jeśli chciał czytać, nauczyli go, a jeśli chciał tylko oglądać obrazki, to chociaż próbowali nauczyć go rozumieć ich treść.
Drodzy Pedagogowie, na pewno większość z Was doczekała się nieraz podziękowań za swoje wysiłki. Jednym z nich jest pamięć uczniów na akademiach szkolnych, ale i ta cenniejsza, dobrowolna, gdy ktoś wróci do starej „budy” i powie – przydało się to, czego mnie pani uczyła…
Przesuwają się na osi czasu roczniki, uczniowie, nauczyciele, szkoły zmieniają nazwy. Nie widać na co dzień, jak jesteście ważni, tak samo, jak nie widać, jak jesteśmy ważni my, uczniowie, jak już dorastamy i odnajdujemy każdy swoją drogę. Ale macie swoje ważne, trwałe i nieusuwalne miejsce w ukształtowaniu każdego z nas. I przesuwają się przed nami, na tej osi czasu, kolejne szkoły, a w nich jedyni tacy nauczyciele, wywoływani dziś to tablicy – wspomnieniami świadków historii.
Twórcy Suwalskiej Biblioteki Pamięci też byli uczniami, a teraz skrupulatnie zbierają okruchy wspomnień, także o Was, Nauczyciele, o suwalskich szkołach, beztroskim czasie młodości. Dziś specjalny wybór dla Was, w Wasze święto.
Szkoła Podstawowa nr 2
— do tablicy wzywana jest Pani Zarembianka, pani Jagłowska, pani Czaplicka
…w „Dwójce” to była pani Czaplicka, przesympatyczna pani, naszą wychowawczynią była. Historię wykładała, geografię. Na geografię to była cudowna, bo ona, można powiedzieć, pół świata miała zwiedzone. Jak opowiadała, to tak jakby była tam. Na Kolejowej mieszkała gdzieś…
Pani Jagłowska, przypominam, śpiewu uczyła. A dyrektorką Zarembianka była. Samotna pani, ale to była, to była Zarembina! a trzymała tak, że nie wiem [śmiech]. Jak tylko na korytarzu czy gdzieś, każdy taki grzeczniutki był, albo jak: Idź do dyrektora, bo coś przeskrobałeś. Oj, Boże kochany, no trzymała. I mieszkała tutaj bardzo blisko „Dwójki”, bo na rogu drewniany, gdzie teraz ten barak był, co kończy się to boisko, tam była brama i takie drewniane domki stały, to ona tam mieszkała, bardzo blisko miała do szkoły. (Halina Górska)
Nieistniejąca już Szkoła Podstawowa nr 3
— do tablicy wzywana jest pani Niewiarowa
Potem po wojnie poszłam już do czwartej klasy, chociaż rok za wcześnie, potem musiałam jeszcze w jednej klasie, w siódmej, do żadnej średniej szkoły mnie nie przyjęli ze względu na to, że byłam za młoda. A ze mną się uczyły dziewczyny po sześć lat starsze, tak po wojnie było nawet. […] zaczynałam w „Trójce” na Kamedulskiej, gdzie teraz jest żłobek. To tam była w czwartej i w piątej klasie. Nawet mi się tam spodobało, bo miałam tu blisko, przez przechodniak, jak na Kościuszki mieszkałam, jeden przechodniak, drugi. I teraz ten przechodniak jest. No ale potem zrobili rejonizację i mnie już dali tutaj do „Dwójki”. […] W „Trójce” to była pani Niewiarowa, ona lekko utykała na nogę. Przemiła kobieta była. (Halina Górska)
Szkoła Podstawowa nr 4
— do tablicy wzywamy: panią Symoni, panią Anuszkiewicz, pana Deptułę, pana Brażuka, panią Płatonow
To w piątej klasie było. Pani Symoni, która uczyła nas śpiewu, chciała zorganizować chór w szkole. Przyszła i mówi: „Będę chór robić. Każdy przyjdzie do mnie do tego stolika i zaśpiewa mi jakąś piosenkę. A ja będę wiedzieć, czy będzie mógł brać udział, czy nie”. […] Ja byłem 12. w dzienniku, pamiętam jak dziś. „To co ty zaśpiewasz?” A ja już sobie myślałem: co tu zaśpiewać? Ja nie umiem żadnej piosenki przecież śpiewać. Ale sobie przypomniałem, że mój ojciec, jak szył na maszynie, to zawsze śpiewał piosenki. A on śpiewał różne tematy, których ja nic nie rozumiałem, można powiedzieć. Ale nie zacytuję tej piosenki, bo mnie ta pani za tę piosenkę za uszy złapała i wygnała po matkę. Bo to była sprośna piosenka, które mój ojciec po wojsku… w Grodnie służył w wojsku przed wojną. I potem przez rok czasu pracował w Grodnie i tam gdzieś do kabaretu chodził. I w tym kabarecie były różne piosenki i on potem, szyjąc tu w domu, pośpiewał to, a ja sobie przywłaszczyłem ją. (Stanisław Kalinowski)
I jeszcze niezwykła opowieść Stanisława Kalinowskiego o nauczycielu rysunku, panu Deptule i Henryku Sienkiewiczu:
Jak zacząłem chodzić do szkoły w 50. roku, to pierwszą moją nauczycielką była taka pani Anuszkiewicz. W pierwszej klasie uczyła, no i nas tam było może z trzydzieścioro tych dzieci. […] Po pierwszej klasie ta pani gdzieś poszła, w drugiej klasie przychodzi inna pani, uczy nas tylko, bo kiedyś w roku szkolnym były cztery okresy, nie jak teraz że półrocze. Po pierwszym okresie ta pani była żoną oficera z alei Stalina, i jego przenieśli gdzieś służbowo i ta pani odeszła. Pamiętam do naszej klasy przychodzili nauczyciele różni. To my tak szaleliśmy… po prostu nie mogli utrzymać u nas dyscypliny, bo pan taki Brażuk był – nauczyciel wf-u, nam tylko regulamin czytał i kazał nam cokolwiek rysować. A my tak rysowaliśmy, jakieś rysunki, jakieś malunki, nic nie pisać, nie czytać tylko, i tak, a potem nam ocenę. I nawet piątkę z plusem stawił, chociaż nigdy nie było oceny, jeszcze szóstek nie było. Tylko piątka była, dwójka i piątka.
I to trwało jakieś z pół roku i dopiero później przyszedł nauczyciel, to znaczy chyba z tych trzech klasa drugich, zrobili dwie i ja trafiłem do drugiej klasy, do pani wychowawczyni, która mnie uczyła już potem do siódmej klasy włącznie, pani Płatonow. Potem się okazało że to mojej mamy koleżanka, bo razem się uczyły. (Stanisław Kalinowski)
Szkoła Podstawowa nr 5 (obecna Nr 9!)
Do tablicy zapraszamy panią Annę Chmielewską (kierowniczkę), panią Zofię Ziółek, pana Jana Kołowerzo, panią Drecką, panią Popławską, panią Zakrzewską, pana Sienkiewicza, panią Marię Jagłowską, pana Józefa Chylińskiego
Bardzo, najbardziej to ze wszystkich nauczycielek, to chyba naj, bo to pierwsza to może dlatego, pamiętam panią Zofię Ziółek. To była wspaniała osoba, uczyła mnie w pierwszej klasie. I później miałam z nią kontakt na działkach, (bo mam tę działkę po rodzicach na Zastawiu, imienia Marii Konopnickiej). I ona tam też miała działki. To czasami się spotkałyśmy. Miała piękne kwiaty, przepiękne, ale później sprzedała tę działkę. Później taka pani znajoma, no mogę powiedzieć koleżanka z działek, pani Milejczyk, powiadomiła mnie, że pani Ziółek nie żyje. To ja właśnie Anię Krys powiadomiłam, to z domu Domaradzka z podstawówki, Małgosię Kołowerzo, później Baśkę Osę, ale Baśka była w Białymstoku i poszłyśmy się pożegnać do Hadesu. Była pochowana w Augustowie, to już tam nie pojechałyśmy. Ale byliśmy w Hadesie, pożegnać panią Ziółek.
No w podstawówce to uczył mnie pan Janek Kołowerzo, uczył biologii, wuefu. Pani, później, „Kaczuszka” na nią mówiliśmy, pani Drecka, później uczyła nas pani Popławska. Geografii uczyła pani, to już w starszych klasach, szósta, siódma, pani Zakrzewska. Miała taki radziecki akcent, „Zambezia” na nią mówili. Później fizyki to uczył nas pan Sienkiewicz. (Bożenna Kolter)
O pani Jagłowskiej i panu Chylińskim, a także o kierowniczce pani Chmielewskiej (mamie Bohdana Chmielewskiego, rzeźbiarza) zamieszczamy wspomnienie świadka historii Franciszka Łupińskiego:
Szkoła nr. 5 zresztą była bardzo też dobra, bo tam sami dobrzy nauczyciele, pani Białoszczyńska była moją wychowawczynią przez 5 lat, potem pani Merecka ucząca matematyki i potem pani Czaplicka jako dyrektor szkoły uczyła polskiego, na siódmej klasie, 7 lat się uczyłem. W siódmej klasie była właśnie pani Czaplicka, wszystkie nauczycielki, które tam były, naprawdę. No to była klasa nauczycielska to były osoby przedwojennego chowu, przedwojenni nauczyciele, inne traktowanie ucznia. […]
Pamiętam że pani Białoszczyńska, która po ukończeniu czwartej klasy zaczęła nas uczyć rosyjskiego, zawsze do mnie mówiła „Andrzej, ty zacznij pisać normalnie, pisz wyraźnie i dużymi literami, bo ja twoje prace to muszę czytać prawie przez mikroskop, a przynajmniej przez lupę, mówi, bo ja nic nie mogę na to…” A ja faktycznie tak drobniutko pisałem strasznie no, nie wiem taka jakaś moda czy coś takiego było. Bardzo ładne te lata były w szkole. (Andrzej Chuchnowski)
I Liceum Ogólnokształcące:
— do tablicy wzywani są profesorowie: profesor Grodzki, profesor Augustynowicz, profesor Franciszek Smagacz, profesorostwo Andrulewiczowie, profesor Bogucki, profesor Szłyk, profesor Omilianowicz profesor Sadowski, profesor Ludwiński profesor Turdziszkowa
A fizyki, kto mnie w ogólniaku chemii uczył pan Grodzki, a fizyki, pan, Wandy brat… Pan Augustynowicz, on był bardzo młodym nauczycielem.
Ja to nie mówię nigdy: ja się uczyłam, tylko chodziłam do szkoły. Siedziałam i wiecznie coś tam rysowałam. Całe zeszyty, od przodu parę lekcji, a potem wszystkie kartki były zarysowane. I pamiętam na lekcji francuskiego pan Smagacz do mnie mówi: „Wasilka, wreszcie się ucz francuskiego. Pojedziesz do Paryża…”, ja się śmiałam. Mówię: „No, ja i Paryż!”. No byłam w Paryżu, byłam. Francuskie tam jakieś słówka człowiek przypominał […] No a pamiętam, że dla pana Smagacza to rysowałam takie wielkie na kartonie. Karton to był, nie wiem jaki to format. To na przykład podwórko, to tam były i kaczuszki i krówka i konik. Potem mój tata szedł do stolarza, właśnie tego na Gałaja, co robił trumny, przynosił takie listewki i przybijał z jednej strony listewkę, tego kartonu i z drugiej strony listewkę, nie. I taki sznureczek i potem na tablice i takie jakieś postacie, siedzące, stojące. Dużo tych plansz mu zrobiłam. […] Potem się dowiedziałam, że pan Smagacz nie żyje. Wiem gdzie jest pochowany. Bo nawet jak mieliśmy takie spotkanie właśnie z klasy, z ogólniaka to może z 15 osób przyszło, same dziewczyny, bo ja byłam w żeńskiej klasie, w „E”. To byliśmy na cmentarzu, to niektóre tam koleżanki nie żyją, to postawiliśmy świeczkę, później do nauczycieli. Ale Smagacza fajnie wspominam. (Bożenna Kolter)
Mieliśmy ciekawych nauczycieli, jeszcze byłych partyzantów, pana Andrulewicza. Uczył nas fizyki, a zginął pod ratuszem, zabity przez jednego z suwalskich… no można powiedzieć chuliganów chyba. To był były partyzant, jest jego grób, zawsze się zatrzymuje, idąc na cmentarzu przypominam sobie pana Andrulewicza, mało mnie nie zostawił na drugi rok… z fizyki.
jego żona również uczyła nas matematyki, znowu. A tutaj mieliśmy znowu pociechę, bo pani Andrulewiczowa miała kłopot ze słuchem. Kiedyś się na tym złapaliśmy, to wtedy kiedy myśmy rozrabiali w tej klasie, tam doniczki wisiały, te klasy nasze wysokie były… i raptem na lekcji spadła doniczka i się rozwaliła dokładnie, tak jak to donica. My wszyscy się ruszamy, a ona nie wie, o co chodzi. No to wtedy dopiero zrozumieliśmy, że ona ma problemy ze słuchem i potem już myśmy wiedzieli, jak to się odpowiada jak zapytała nas, a człowiek nie umiał, to tak się stawiał, żeby nie widziała ust, bokiem zawsze, ona zaglądała, myśmy… Ale to był tylko jeden rok z panią Andrulewiczową natomiast potem nas pan Szłyk uczył i rosyjskiego, i niemieckiego. Też bardzo dobrze wspominamy i pana Boguckiego, zresztą przyjaciela moich rodziców, przedwojennego oficera, a potem zastępcę dyrektora, i uczył nas wf -u zresztą też. (Andrzej Chuchnowski)
Przede wszystkim dziadek Omilianowicz – nazywaliśmy na niego dziadek – matematyk; Omilianowicz, polonista Sadowski, Ludwiński jeszcze chyba był; pani Turdziszkowa tylko chyba jeden, pół roku tylko uczyła.
A religia jeszcze była w szkole. Kto tam, chyba ksiądz Roszkowski uczył. On był zresztą, zresztą był wtedy zaraz po wojnie opiekunem naszej drużyny harcerskiej. Znaczy, naszej – w ogóle drużyny harcerskiej i harcerstwa, Roszkowski ksiądz. A tutaj mieszkał gdzie, teraz to parafia jest, ten gimnazjalny kościół obok. (Józef Klimko)
II Liceum Ogólnokształcące
— do tablicy wzywamy profesor Celinę Pietrewicz, profesora Waldemara Piecha
Nauczyciele bardzo chętnie wyszukiwali pomoce [naukowe]. Wtedy pani Celina Pietrewicz prowadziła lekcję pokazową dla nauczycieli, zwykła lekcja, nic nie ma. Drut, dookoła zakładała z uczniami, uczniowie mają słuchawki bezprzewodowe pani Pietrewicz mikrofonik, prowadzi język rosyjski, nauczyciele [wizytujący] się rozglądają… Pętla akustyczna!
Naszego WF-iarza, pana Piecha, regularnie na pierwszy dzień wiosny uczniowie żenili. Albo jego przebrali za pannę, albo sami… Raz to były harcerskie otrzęsiny, zaprosili komendanta hufca, przyszedł pan w mundurze, a myśmy czuli pismo nosem, że to na sucho nie będzie i rzeczywiście. Wszystkich tych nowych harcerzy i nauczycieli na podłogę z komendantem hufca, klęczeć, założyli na nas siatkę maskującą i zaczęli nas deptać, mało tego, inne otrzęsiny, otrzęśli, ale też w sali gimnastycznej, a zaczęło się o tego, że do sali gimnastycznej wskoczył diabeł, diabełki, a diabeł był tak ubrany, że był golfie, tylko tyle, że nogi włożył w rękawy, a resztę było ogonkiem. Później towarzystwo, nie wiem skąd… wytrzasnęło, że tak powiem, dorożkę i orszak wesele wyjechało z Drugiego Liceum na ulicę. (Małgorzata Chodunaj)
Zasadnicza Szkoła Odzieżowa w Suwałkach
— do tablicy wzywany pan Tadeusz Wojno, pan Stanisław Szawioła, inżynier Wilczyński
Zasadnicza Szkoła Zawodowa w Suwałkach
— do tablicy wzywani: dyrektor Henryk Osiński, pan Tadeusz Moderacki, pan Saniewski i pani Helena Saniewska, pan Stanisław Smykowski, pan Czesław Augustynowicz, pani Banach, pan Stanisław Iwanowski, pani Dybel
Pracownia Digitalizacji i Historii Mówionej dziękuje za podzielenie się wspomnieniami. Uczniowie dziękują za Waszą Obecność.
A teraz uroczysty APEL na Dzień Nauczyciela: Prosimy o uzupełnienia listy obecności Waszych Profesorów, powiększenie zbioru wspomnień i zdjęć w Suwalskiej Bibliotece Pamięci. Tylko tak ocalejemy… ocalejecie…