Lody bambino, oranżada w torebkach, rabarbar maczany w cukrze – taki smak miały wakacje w PRL-u.
Gdzie spędzano wyczekiwane urlopy? Niektórzy wyjeżdżali nad morze, inni w góry, ale bardzo popularnym kierunkiem były także mazurskie jeziora i nasza Suwalszczyzna.
Wobec tego – gdzie spędzali wakacje suwalczanie?
Eugenia Poźniak-Daniłowicz: „Hańcza to była piękna rzeka, dopóki jej nie uregulowano to naprawdę była. Czyściutka woda kryształowa, piaseczek.
Tutaj u nas był taki przejazd, tak zwany bród. Tutaj jak wyjeżdża się, tutaj na ten. To na, na, na tym podjeździe, gdzie furmanki jeździły, to tam żółciutki piaseczek, śliczny. No i te rybki, małe takie, te koluchy tak zwane – pełno ich było, pełno. Jak uregulowali to stała się taka monotonna. Na tej rzece, na tej Hańczy właśnie tutaj w pobliżu nauczyłam się pływać (…) Ale też były takie, nazywano to łazienkami i to wchodziło się od ulicy Kościuszki. Niedaleko tej właśnie starej łaźni. Tylko tam trzeba było zapłacić, żeby wejść do tej, to był drewniany budyneczek, na palach, pod tymi płynęła woda, rzeka płynęła. Ale tam było cieplutko, bo to deseczkami było tylko obite. I tam woda była zawsze taka cieplejsza niż bieżące tutaj takie przebiegła, przebiegała rzeka. Tam trzeba było parę groszy płacić. No to trzeba było poprosić ładnie, żeby dali rodzice, żeby tam popływać trochę, bo tam no takie były pomieszczenia może jak ten pokój, nie większe”.
Bożena Kolter: „A jeszcze mój tata to wymyślił, jak było ciepło, to szliśmy tak przez, do końca ulicy Gałaja. Potem szliśmy przez, to jest Reymonta, ale to się mówiło Bakany i jak rzeka tak zakręca, teraz tam jest stadnina koni, to był taki fajny róg i tam było no fajnie, bo był taki piasek i trochę głębiej. I tam my chodziliśmy trochę popływać. Też można było rozłożyć koc, posiedzieć, tam było spokojnie. No można było z wędką połapać takie jakieś małe koluszki bodajże, że to też tam chodziliśmy jak tak nie było dużo czasu, żeby wyjechać na cały dzień”.
Lech Nowikowski: „W okresie lata myśmy korzystali z jeziora. Przypominam sobie te jezioro Wiżajńskie to było dosłownie od naszego domu to było może 500 metrów to jezioro. I tam w okresie lata spotykaliśmy się, pływaliśmy, ja przypominam sobie, że pływaliśmy łódkami po tym jeziorze, rodzice, rodzice i inni ludzie, to były takie niedzielne wypady nad to jezioro. Ja tam może w tym czasie nie byłem tak zachwycony tym wszystkim, bo to wiadomo, miałem jeszcze mało lat, dziesięć lat czy tam coś takiego, no w każdym razie przypominam, że takie coś miało miejsce”.